Co powiesz na cykl wpisów, w których będę rozmawiała z dziewczynami, z którymi spotykam się na kursie? Jakim kursie? Dokładnie tym:
Bo moje kursantki to dokładnie takie same kobiety jak Ty i ja. Które sprytnie łączą fotograficzną pasję, dom, pracę, dzieci i do tego jeszcze osiągają super efekty. I nie ma znaczenia, czy zdjęcia, które robią, trafiają do innych osób, czy do ich własnych prywatnych rodzinnych albumów. Wszystkie zasługują na to, aby pokazać je całemu światu!
Lightroom
Dzisiaj zapraszam Cię na rozmowę z Eweliną Reszczyńską, która do perfekcji opanowała sztukę łapania ulotnych dziecięcych chwil. Jak to się stało, że chwyciła za aparat? Jaki wpływ na to wszystko miała jej mama? A także jak wyglądały jej początki w Lightroomie i bez jakich jego narzędzi dzisiaj już nie wyobraża sobie obróbki – o tym wszystkim przeczytasz w naszej rozmowie.
Zapraszam!
Z czym kojarzy mi się Lightroom? Przede wszystkim kojarzy mi się z Rudą, czyli z Twoją osobą Kasiu. Bardzo się cieszę, że nasze fotograficzne drogi spotkały się w momencie, kiedy Lightroom – cyfrowa ciemnia – pojawił się w moim życiu jako jeden z elementów mojej pasji.
Cześć Ewelina, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że mogę z Tobą porozmawiać. Choćby w takiej formie :). Zanim jednak przejdziemy do Twoich zdjęć, opowiedz, jak to się stało, że chwyciłaś za aparat. Od zawsze ciągnęło Cię do fotografowania?
Ewelina: Moja foto-historia sięga dalekich lat dzieciństwa. Moja mama z zawodu jest fotografem i chociaż później przestała się tym zajmować zawodowo, to pamiętam, że moim ulubionym pomieszczeniem w domu była ciemnia. Chowałam się tam z mamą i z zachwytem i otwartą buzią patrzyłam na proces wywoływania kadrów. Sama rozumiesz jakie to musiało być zachwycające dla oczu małej dziewczynki. Chyba już wtedy zasadziło się w mojej głowie to ziarenko ekscytacji fotografią.
Później było tak, że często chwytałam za aparat czy to na wyjazdach, czy ważnych wydarzeniach rodzinnych. Pamiętam jak dostawałam do rąk starego Kodaka od mojej ukochanej Babci. Od zawsze czułam potrzebę zatrzymywania tego, co istotne w życiu i do czego będzie można wrócić.
Oczywiście takim punktem bardzo zwrotnym były narodziny mojego pierwszego dziecka. Gdy urodził się synek postanowiłam, że te dziesiątki zdjęć, które powstawały każdego dnia – będzie coś wyróżniać. Że to nie będą zwyczajne kadry, podobne do siebie czy powtarzalne. I w ten sposób pasja zaczęła przeradzać się w styl życia.
Ale masz piękne wspomnienia z dzieciństwa! Ciemnia i wywoływanie w niej zdjęć – czy to w jakiś sposób zaważyło na tym, w jaki sposób Ty wywołujesz swoje zdjęcia, tym razem już nie w klasycznej a lightroomowej ciemni?
Ewelina: Tak Kasiu, to prawda, te chwile są niezapomniane i zawsze będę miała ten obraz gdzieś z tyłu głowy. Myślę, że tamte wspomnienia bardzo wpłynęły na to, jak bardzo fascynuje mnie proces wywoływania kadru, teraz już w cyfrowej ciemni jaką jest Lightroom. Ale kto wie, może kiedyś jeszcze wykonam podróż w przeszłość i pobawię się w fotografię analogową?
Chowałam się z mamą w ciemni i z zachwytem i otwartą buzią patrzyłam na proces wywoływania kadrów.
A bardziej ciągnie Cię do koloru czy B&W? Pytam, bo ogromnie jestem ciekawa czy klasyczne korzenie zaważyły na Twoim patrzeniu na świat.
Ewelina: Och to z pozoru jest bardzo proste pytanie, ale odpowiedź już nie jest taka jednoznaczna. Trochę nie wiem co odpowiedzieć, aby któraś fotograficzna część mnie się nie obraziła. Z przymrużeniem oka oczywiście :).
B&W czy kolor? Hmm… Fotografia czarno-biała jest ponadczasowa i stanowi część mojego fotograficznego “ja”, ale są takie momenty, kiedy moje serce widzi w kolorze i nie wyobrażam sobie inaczej. Uwielbiam to nasycenie barw nad morzem, gdzie mieszkamy, a z drugiej strony kocham czerń i biel, dzięki której mogę idealnie wyeksponować to, co najważniejsze. Podsumowując – patrząc na wszystkie moje fotograficzne projekty, myślę, że w tej kwestii zapanował kompromis.
Po urodzeniu syna postanowiłaś, że zdjęcia, które będziesz mu robić, będzie coś wyróżniać. W którą stronę chciałaś z nimi iść?
Ewelina: Tak, dokładnie. Wyobrażałam sobie, że to nie będą takie zwyczajne kadry, które przypadkowo trafią do albumu i nie będą nas wzruszać po latach. Z racji tego, że będąc mamą na urlopie macierzyńskim cały swój czas spędzałam z synkiem (a chwilę później również z jego siostrą), to moja fotograficzna przygoda opierała się na chwytaniu chwil, rejestrowaniu naszego domowego lifestyle’u. Czas szybko ucieka i bardzo istotne było dla mnie zatrzymywanie tego, co ważne, tych momentów, do których już się nie cofniemy.
Powiem Ci Kasiu, że to przeświadczenie, że każda chwila jest ulotna, sprawia, że bardzo rzadko rozstaję się z aparatem. Ale to jest cudowny stan. W ten sposób nasze ściany i albumy wypełniają kadry przepełnione najważniejszymi momentami naszego życia.
A co jest dla Ciebie najważniejsze w zdjęciach, które robisz? Bo ja, patrząc na nie, widzę zabawę z formą, perspektywą, światłem i cieniem. Jak widzisz to Ty?
Ewelina: Oj tak! Uwielbiam tą nieustającą zabawę ze światłem i formą. Myślę, że między innymi dzięki temu fotografia jest tak interesująca i nieodkryta. Chwytając za aparat staram się zobaczyć i pokazać to, co niewidoczne dla postronnego widza. To wszystko zależy oczywiście od rodzaju fotografii, natomiast w przypadku fotografii dziecięcej i rodzinnej przede wszystkim zależy mi na tym, aby wydobyć z danej sceny to, co kluczowe – czyli emocje.
Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nie da się znudzić Lightroomem!
Masz swój własny prywatny patent na ich wywołanie?
Ewelina: Z emocjami jest tak, że jest to coś bardzo spontanicznego. One powstają pod wpływem danej chwili i nie zawsze jest to wybuch śmiechu. Nieraz są to momenty smutku, czy nostalgii, tak jak w życiu. Ważne jest to, aby znaleźć się blisko nich z aparatem w odpowiednim czasie.
Jak radzisz sobie ze zdjęciami, gdy tak dużo fotografujesz. Codziennie je zgrywasz i obrabiasz? Bo tak sobie myślę, że w tak dużej ich ilości łatwo jest “utonąć”!
Ewelina: To zależy od tego, co w danym momencie jest moim priorytetem. Kiedy robiłam projekt 365 to starałam się na bieżąco zgrywać zdjęcia. Obecnie drugi rok realizuję projekt 52 i tutaj mam większą swobodę czasową. Co nie zmienia oczywiście faktu, że oprócz tych zdjęć robię jeszcze sporo innych. Zawsze jednak doceniam to, że są. Siadając do edycji zdjęć mam po prostu więcej relaksu, bo postprodukcja mnie wycisza. Tak więc najważniejsze jest fotografowanie.
Inaczej oczywiście jest ze zdjęciami dla innych osób. Tutaj obowiązują określone zasady i staram się przekazywać zdjęcia w możliwie jak najkrótszym czasie.
A jak wyglądało Twoje pierwsze spotkanie z Lightroomem. Takie zupełnie, zupełnie pierwsze. Zachwycił Cię od pierwszego wejrzenia (Lightroom jest fajny i te sprawy :)), czy też może wcale nie?
Ewelina: To była absolutna fascynacja, ale mając takiego przewodnika w Twojej osobie Kasiu, nie mogło być inaczej. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nie da się znudzić Lightroomem! Te wszystkie narzędzia, które oferuje dają naprawdę ogrom możliwości, po których obróbka jest przysłowiową wisienką na torcie. I dopełnia mój fotograficzny styl.
A pamiętasz co sprawiło Ci najwięcej problemów na początku? Z czym nie umiałaś sobie poradzić? Co doprowadzało Cię do lightroomowego szału?
Ewelina: Nie przypominam sobie takiej rzeczy. Może dlatego, że nasza przygoda już troszkę trwa. To kwestia dobrego poznania programu i jego zakamarków. Wówczas rzeczy nieoczywiste stają się jasne.
A masz ulubione lightroomowe narzędzia, bez których nie wyobrażasz już sobie obróbki?
Ewelina: Oczywiście, że tak. Tutaj chyba Cię Kasiu nie zaskoczę, jak powiem, że jest to pędzel i krzywe tonalne – zdecydowanie!
O tak panel Tone Curve jest przewspaniały! Pędzel zresztą też! To, w jaki sposób można za ich pomocą wyciągnąć i podkreślić klimat na zdjęciu jest nie do przecenienia.
Ewelina: Masz absolutną rację, to są narzędzia must have! Pędzel jest takim „korektorem” kadru, a krzywe są nie do zastąpienia w postprodukcji – szczególnie tej czarno białej.
I tak już zupełnie na sam koniec: jaką dałabyś wskazówkę osobom, które dopiero zaczynają przygodę z Lightroomem. Od czego powinny zacząć, aby już na starcie pojawiły się fajne efekty?
Ewelina: Oczywiście najpierw od instalacji Lightrooma na swoim komputerze, a następnie kontaktu z Tobą. Nie znam innej osoby, która by lepiej złapała za rękę i poprowadziła przez wszystkie zakamarki Lightrooma. Sprawiając tym samym, że fascynacja tym programem się nigdy nie kończy!
Najnowsze komentarze